Śnieg i grzane wino


Kijów. Stolica Ukrainy w zimowej, magicznej odsłonie. Wycieczka kompletnie nieplanowana, króciutka, bo aż jednodniowa, ale nad wyraz pozytywna. Zaskoczyła nas architektura. Zaskoczył nas klimat. Zaskoczyły nas też na pewno bardzo niskie ceny i absolutnie przepyszne, grzane, b i a ł e  wino! Te krótkie odwiedziny w sercu Ukrainy zdecydowanie upłynęły pod znakiem grzańca i śniegu, za co jesteśmy po stokroć wdzięczni.

Mimo napiętej sytuacji politycznej, okres przedświąteczny, przynajmniej dla nas, ludzi z zewnątrz był niezwykle przyjemny, przepełniony ogromną ilością nieodśnieżonych chodników i całkiem smacznego jedzenia, nie tylko z knajp, ale także z niezwykle przyjemnego ulicznego marketu bożonarodzeniowego. Najbardziej popularne zdały się być cudowne czebureki i...oczywiście grzane wino z dodatkiem chyba każdego zioła i przyprawy jakie świat widział. Dla odważnych, którzy nie zdążyli jeszcze zamarznąć, dostępna była karuzela wenecka i mini ciuchcia - niestety nie cieszyły się zbyt dużym wzięciem. Mąż też niestety nie dał się namówić. Udało nam się natomiast miło spędzić czas w położonej bardzo blisko Majdanu Niezależności, kawiarni CubaCoffee, która przyciągnęła nas swoim niebanalnym, ciut loftowym designem oraz w restauracji Qirim. Jeśli miałabym podać jedną rzecz, która nie złapała mnie w tym mieście za serce, byłaby to zdecydowanie...herbata. Żeby dokładniej przybliżyć jej smak, należałoby cofnąć się do czasów letnich obozów gdzie na śniadanie zawsze serwowany był duży dzbanek dla 20 osób parzony...z jednej torebki. Ta w Kijowie smakowała (choć to akurat duże nadużycie) identycznie, niezależnie od prestiżu i specjalizacji miejsca w którym ją zamówiłam. Straszna szkoda, bo to mój ulubiony napój. Na wzmiankę zasługuje też na pewno podróż Uberem na lotnisko Kijów-Żulany, kiedy to mój mąż miał wizję śmierci podczas niesamowicie długiego podjazdu pod górkę, który był skutecznie blokowany przez spacerowiczów odwiedzających jarmark. Nasz 20-letni samochód wyprodukował wewnątrz istną komorę gazową - muszę przyznać, wrażenia pierwsza klasa!

Grzaniec z marketu świątecznego

Złota Brama

Samo miasto jest dość barwne, ciekawe i bardzo zróżnicowane architektonicznie - nie jest nudne, przykuwa wzrok i bije od niego ciężka do opisania aura, chwilami przywołująca polskie lata dziewięćdziesiąte. Łatwo zauważyć granicę między strefami prestiżowymi i tymi mniej zamożnymi, chwilami ma się uczucie zderzenia 2-óch światów. Nie da się nie zauważyć miejsc pamięci Wielkiego Głodu, kiedy to zaledwie podczas jednego roku Stalin zdołał zagłodzić miliony obywateli ZSRR. Być może jest to błędne odczucie, ale to niewyobrażalne cierpienie ciągle gdzieś się ukrywa, wisi niejako w powietrzu.

Niezwykle zachwyciły mnie detale i zdobienia, jak i zresztą całe budowle sakralne, szczególnie Monaster św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach. Jestem ogromną fanką...drzwi i tutaj zdecydowanie się nie zawiodłam. Przepiękne, klasyczne, bogato zdobione - obowiązkowo ze złotymi elementami. Monaster ma za sobą długą historię, sięgającą aż XII. Później, w wieku XVIII był mocno rozbudowywany, wtedy też powstała między innymi dzwonnica. Niestety lata 30 XX wieku oraz władze radzieckie położyły kres budowli - ocalał jedynie refektarz oraz nieliczne elementy wyposażenia,w  tym mozaiki. Obiekt został jednak szczęśliwie odbudowany w latach 90 XX wieku po odzyskaniu przez Ukrainę Niepodległości.  Jest to pierwszy obiekt sakralny an Rusi którego kopuły zostały pokryte złotem. 

Monaster św Michała Archanioła o Złotych Kopułach 

Monaster św Michała Archanioła o Złotych Kopułach 

Monaster św Michała Archanioła o Złotych Kopułach 

Monaster św Michała Archanioła o Złotych Kopułach - brama wejściowa

Największym zaskoczeniem była jednak niesamowita, różnorodna i bardzo bardzo dobra sztuka uliczna i absolutnie fantastyczne murale, które można było napotkać w zasadzie na każdym kroku; które nieustannie zachwycały mnie swoją unikalnością i urodą. Od zawsze słyszę, że Berlin jest w tej kwestii jednym z najciekawszych miejsc, ale myślę, że stolicy Ukrainy należą się porządny aplauz i zdecydowanie większe uznanie. Można się naprawdę miło zaskoczyć.

Napotkane murale

Z uwagi na to, że do Kijowa przyjechaliśmy zaraz przed świętami, koniecznie musieliśmy odwiedzić słynną choinkę na placu Sofijskim, która zawsze osiąga dość imponujące rozmiary oscylujące w okolicach 30 metrów. Uroczyste zapalenie świateł następuje niezmiennie 19 grudnia. To właśnie tutaj znajduje się duża część stoisk jarmarku. W większości z nich można zakupić lokalne specjały oraz grzańca, ale są i budki z przeróżnymi gadżetami, ozdobami - przeważa dość oryginalna stylistyka, ale udało nam się na szczęście dostać ręcznie wykonywane małe dekoracje: w tym drewnianego, bardzo pękatego konika, który mimo swojej koślawości jest absolutnie przeuroczy. W tym samym miejscu jest też Sobór Mądrości Bożej wpisany na listę UNESCO i pełniący teraz rolę muzeum państwowego. Historia tej cerkwi sięga XX wieku.

Plac Sofijski

Kijów zdecydowanie zasługuje na dłuższą, spokojniejszą wizytę, która pozwoli na odnalezienie jeszcze większej ilości jego ukrytych perełek. Tym razem mieliśmy dosłownie chwilkę - woleliśmy więc spędzić ją na spokojnym spacerze (taki typ podróżowania zresztą najbardziej nam odpowiada), skupiając się na architekturze, sztuce i jedzeniu. Niestety nie udało nam się więc dotrzeć do żadnego z ciekawych muzeów ani przejechać się kolejką Funikular, ale myślę, że niedługo tam powrócimy, być może kiedy miasto będzie w letniej lub wiosennej odsłonie? Jedno jest pewne, następnym razem  odpuszczę sobie  herbatę.

────────────────────────────
POLECAMY: 
✻ Przytulną kawiarnię CubaCoffee za oryginalny wystrój, bardzo miłą obsługę i smaczną kawę.
✻ Restaurację QIRIM za absolutnie przepyszne białe, grzane wino i dobre jedzenie

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry, VW Golf i krystaliczna woda

Taxi Amigo!

Pękaty zamek